Najlepsze filmy 2017 roku według Karoliny Korwin Piotrowskiej

Karolina Korwin Piotrowska
Karolina Korwin Piotrowska

To był dobry rok. W kinie światowym sporo filmów, które nie tylko ogłupiają i atakują efektami specjalnymi, ale dają do myślenia. W polskim kinie masa doskonałych debiutów - kilka z nich jak filmy Jagody Szelc czy Pawła Maślony, będzie miało swoją premierę w 2018 roku, te, które premierę miały, zyskują widzów, doskonałe recenzje, oby nikt tego nie zepsuł...

Oto moje subiektywne podsumowanie 2017 roku:

10. "Manifesto" - 13 razy performance, megalomania, emocje, gniew i wizja świata daleka od obowiązującej i lansowanej, czyli to, co składa się na istotę sztuki współczesnej. I w tym wszystkim, w trzynastu genialnych światach Cate Blanchett jako bezdomny, pani z telewizji, żona, maklerka czy punkowa wokalistka. Majstersztyk dla spragnionych czegoś innego, niż to, co modne i bezpieczne. To jedna wielka prowokacja myślowa i artystyczna, pytanie rzucone, niemal wykrzyczane nam w twarz: czy jeszcze coś nas porusza? Inspiruje? Dziwi? Warto je sobie zadać.

9. "The Florida Project" - Brooklynn Prince. Zapamiętajcie to nazwisko. Ta dziewczynka, młoda aktorka, rozwala system. Amerykańskie dzieciaki są w filmach doskonałe. Ona jest kosmosem. Oto Moonee, cudowna, autentyczna dziewczynka, która mieszka w dziwnym motelu na przedmieściach, która wraz z kolegami zabija letnią nudę. Na różne sposoby i jej oczami widzimy świat. Jej dzielnice, dorosłych, w tym matkę, która wygląda jak jej starsza, mająca problemy z sama sobą, siostra. I jest jeszcze on. Zarządzający motelem. Ręka sprawiedliwości, dozorca, dobry acz srogi duch. Gra go Willem Dafoe, jego twarda, poorana czasem twarz, przybrudzone ubranie, lekko pochylona sylwetka, zachrypnięty głos.. ależ on gra. Jak w tym jest prawda zwykłego człowieka. Ciężar życia. Oby to był Oskar. To jeden z tych filmów, który pokazuje świat, takim jaki jest. A ten widziany oczami dziecka tylko z pozoru ma smak lodów,na których zakup wyłudza się pieniądze od obcych. Bywa strasznie gorzki. Niesprawiedliwy. Zły.

8. "Twój Vincent" - arcydzieło po prostu. Efekt szaleńczego i na szczęście zrealizowanego pomysłu, pracy setek osób, wielkiej woli stworzenia czegoś niezwykłego, co ożywia i uczłowiecza z pozoru martwe, znane z reklam, mebli i albumów, obrazy wielkiego mistrza. Cudowność, pozycja obowiązkowa, do zachwycenia się, do zrozumienia istoty malarstwa, do pokochania sztuki.

7. "Logan" - Nienawidzę filmów o superbohaterach, ale ten jest fenomenalnym zjawiskiem, który mnie urzekł i dał do myślenia. Oto starzejący się, zbolały, zmęczony życiem pomarszczony Logan, jakby rodem z ikonicznego westernu, w którym jeden, ostatni prawdziwy bohater staje sam przeciwko wszystkim. Akcja filmu rozgrywa się w przyszłości, Logan, wraz małą dziewczynką o zadziwiających zdolnościach, ucieka przed bandą złoczyńców, a więc mamy kino drogi, brutalne, krwawe, zdecydowanie nie dla dzieci czytających z zapartym tchem komiksowe opowieści o superbohaterach. Bo to jest smutny film o facecie, który przegrał, którego nowe czasy przerastają, szpony już nie te, ciało się buntuje. To jest film o odchodzeniu. Taki Logan, jakie mamy czasy. Pewna epoka odchodzi. Każdy z nas odejdzie.

6. "Łagodna" - Rosja to stan umysłu, zwykliśmy mówić i ten film to pokazuje, robi to boleśnie, z potwornym realizmem, świadomością siły przekazu. Opowieść o kobiecie, która szuka swego męża, skazanego na wieloletnie więzienie. Nie może go znaleźć. Idzie na pocztę, skąd wysłała paczkę z jedzeniem. Tam karze się niepokornych i innych. Jest w miasteczku rządzonym przez bandę wykolejeńców i więźniów, w którym rządzi bezprawie i czyste zło. Sceny libacji z grą w butelkę czy onirycznego bankietu ze wszystkimi postaciami filmu przejdą do historii kina. Tym filmem schodzimy na samo dno piekła. I po seansie wiemy jedno: to nie jest tylko film o Rosji. To jest opowieść o naszym świecie. Straszna diagnoza.

5. "Baby driver"- wirtuozowski i oryginalny w formie film, wciągający widza w głowę głównego bohatera, wciągający do jego iPoda, z którym się nie rozstaje, z którego non stop słucha muzyki. Bo muzyka jest nim, on jest muzyką, całe jego życie, łącznie z napadami na banki, odbywa się w jej rytm. Włącza samochód w jej rytm, ucieka przed policją, oddycha i dzięki niej zachowuje niewinność. Ten film jest jak gorący, zmienny w nastrojach, teledysk, z bardzo fajnie zarysowaną główną postacią chłopaka, który na początku odpycha, wkurza, by ewoluować i stać się kimś, za kim warto podążać. Edgar Wright, reżyser tego filmu, to jedno z nazwisk, które trzeba pamiętać. A muzyka z filmu to najlepszy tego roku soundtrack.

4. "Dunkierka" - Porywający film wojenny, ale z ludźmi, zwykłymi żołnierzami wrzuconymi w tryby wielkiej wojny, zwykłymi chłopakami, którzy bardzo chcą przeżyć, niemal za wszelką cenę. Toczona w trzech równoległych wątkach, powieść o ewakuacji żołnierzy brytyjskich z Normandii w 1940 roku staje się opowieścią o sile przetrwania, woli, o sprycie, ale i o woli walki, wojennym szaleństwie i bohaterstwie do samego końca. A my, widzowie siedzimy w kinie i kibicujemy jak szaleni bohaterom na ekranie, to jest ta cudowna i wielka siła kina, emocji wychodzących z ekranu, angażujących odbiorców, którą na nowo ożywia Christopher Nolan, Hans Zimmer i jego muzyka oraz zdjęcia i montaż. Wirtuozeria najwyższej klasy. Tak się robi KINO.

3. "The Square" - Wszystko kręci się tu wokół modnie ubranych, przyprowadzających do pracy psy i dzieci, ludzi związanych ze sztuką współczesną, z tym wyższym, niezrozumiałym często dla "szaraków" światem, gdzie za wielką sztukę uważane są usypane kopczyki ze żwiru, których nikt nie rozumie, ale przez grzeczność nie przyzna, że tak jest, bo tym samym przyznałby się, że jest głupi. A tego, uznania swej niedoskonałości, na pewno by nie zniósł. Nie jesteśmy masochostami i mamy być jak najlepszą wersją siebie. To wyklucza niedoskonałości. To jest film o zrywaniu masek. O tym, że elegancki, uosabiający marzenie każdego faceta i mokre sny wielu kobiet facet (świetny Claes Bang), w ekologicznym samochodzie, modnym garniturze i designerskich oprawkach do okularów, który wygląda jak model, a kobiety (świetna Elizabeth Moss) wybiera jak z katalogu, głowę ma pełną wiedzy i frazesów, może okazać się nikim. Niewiele innym, poza strojem, od upychanych na obrębach rzeczywistości, ubrzydzających miejski pejzaż korpoludzi z markowymi telefonami, różniącym się od żebraków; ludzi, których omija łukiem na ulicy i zbywa słowami: "nie mam drobnych". Ten film stawia wiele pytań. W świecie gotowych, zwykle idiotycznych odpowiedzi dostępnych na wyciągnięcie ręki i jedno kliknięcie w sieci, to cudowny wyjątek. Trzeba tylko być gotowym na to, że te pytania w was wybrzmią. I będziecie się na koniec zastanawiać, co takiego właśnie zobaczyliście. Ja wiem. Zobaczyliśmy w nim siebie.

2. "Serce miłości" - Jako historyk sztuki, który miał ogromne kłopoty z pojęciem tego, czym jest sztuka współczesna, żałuję, że nie widziałam tego filmu na studiach. Zrozumiałabym wtedy, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi, jak ważne jest, często megalomańskie i pragnące akceptacji ego współczesnego twórcy, który tworzy często bazując na sobie, swoim życiu i emocjach. Jak bardzo to wszystko ociera się o chorobliwy niemal ekshibicjonizm. To film o tym jak żyć sztuką, kochać przy tym nie tylko siebie, jak być żywym dziełem sztuki, na którym prowadzi się proces twórczy, jak to jest walczyć o to, co jest w sztuce moje, a co zapożyczone. Dodajmy do tego powalającą i niebywale konsekwentną w realizacji stronę wizualną filmu, świetne dialogi, iskrzące się inteligencją i prawdą oraz pełne ogromnych emocji, dodajmy jeszcze fenomenalne, rzadko spotykane nie tylko w polskim kinie role Justyny Wasilewskiej – wielkie aktorskie odkrycie tego roku, zapamiętajcie to nazwisko i te twarz, na której namalować można dosłownie wszystko i Jacka Poniedziałka i mamy film, który bez przesady, staje się jednym z większych wydarzeń artystycznych kina w 2017 roku, nie tylko w Polsce.

1. "Cicha noc" - Tu jest wszystko: mocna historia, osadzona w Polsce tu i teraz, bohaterowie, jakich znamy, jacy są w naszych rodzinach, siadamy z nimi do Wigilii i składamy sobie życzenia, opowieść, jaką znamy nawet zbyt dobrze, zagrana wirtuozowsko przez aktorów klasy Arkadiusza Jakubika, Dawida Ogrodnika, Agnieszki Suchory czy Jowity Budnik, napisana i wyreżyserowana tak, że wielu reżyserów z doświadczeniem, może jedynie o czymś takim marzyć. Tacy jesteśmy. Umorusani przez życie, z marzeniami, z ambicjami, z aspiracjami wykraczającymi poza granice tego kraju, z dumą polską zmiętą w kieszeni jak bilet powrotny do kraju po wypadzie po lepsze życie i pieniądze; w kraju, w którym zima nie kojarzy się już ze śniegiem, ale z błotem, a Wigilia nie z opłatkiem a marketingowym szajsem wciskanym dokoła i pitą pokątnie flaszką. Tak to jest i Domalewski, debiutant, zobaczył to ostrym, bezkompromisowym, ale i wyrozumiałym okiem. Nikogo nie ocenia. On się uważnie przygląda. Lubi swoich bohaterów. I włącza kamerę i kręci... Na tym polega wielkość i inteligencja twórcy.

Karolina Korwin Piotrowska

ZOBACZ TAKŻE:

"#Sława": Michał Piróg o sowim coming oucie i gwiazdach, które "siedzą w szafie"

podziel się:

Pozostałe wiadomości